Gdy poznaję nową osobę, spoza kręgu prawników, często słyszę, że mój rozmówca nie mógłby wykonywać takiej pracy. Zazwyczaj wymienia po tym przykład jakiejś szczególnie odrażającej zbrodni. Mówi to przy tym w sposób, jakbym doprowadził do tego, że jej sprawca uniknął kary. Jestem też pytany o to, jak mogę robić takie rzeczy.
Krytyka ostatnich zmian w kodeksie karnym (https://tiny.pl/w5m7b) oraz artykuł o pomocy finansowej dla byłych więźniów (https://tiny.pl/w5m73 ) ściągnęły na mnie i na adwokatów w ogóle falę moralnego oburzenia. Tytułowy adwokat diabła wydaje się już zbyt słabym określeniem – bardziej adekwatny byłby raczej adwokat-diabeł. Uznałem to za dobry pretekst do opisania na czym polega rola obrońcy w sprawach karnych.
Czego broni obrońca?
Zanim odpowiem na to pytanie, muszę wyjaśnić, że słowo „obrońca” nie jest synonimem adwokata. Od 2015 r. obrońcami w sprawach karnych mogą być również radcowie prawni. Wielu adwokatów przyjęło tę zmianę niechętnie, ale ja byłem jej zwolennikiem – chętnie podzielę się z kolegami z bratniego samorządu sprawami z urzędu i społecznym odium.
Postawa osób, które krzywią się z powodu moralnej zgnilizny mojego zawodu, opiera się na błędnym założeniu. To uproszczenie, polegające na przypisywaniu mi obrony czynu, o który oskarżono mojego wyimaginowanego klienta. A właściwie całej kategorii czynów. Według takich osób, adwokat, pomagając komuś uniknąć odpowiedzialności karnej, popiera popełnianie przestępstw.
Nic bardziej błędnego. Jeśli bronię kogoś oskarżonego o zabójstwo, to nie opowiadam się przecież za prawem do bezkarnego zabijania. Działam w ramach systemu, który jednoznacznie potępia takie czyny, a jedynie kwestionuję odpowiedzialność konkretnego klienta lub jej zakres. Wykonując obowiązki obrońcy nie opowiadam się więc przeciwko prawu, lecz je wykonuję.
Tak, Drodzy Oburzeni, adwokat lub radca prawny w procesie karnym broni prawa i sprawiedliwości.
I zawsze osoby niewinnej.
Domniemanie niewinności
Po jednej stronie stoi państwo. Aparat przymusu z całą swoją potęgą – podsłuchami, inwigilacją, przeszukaniami, zatrzymaniami, aresztami itp. Po drugiej jednostka.
Wynik takiego starcia jest zazwyczaj z góry przesądzony. Aby choć minimalnie zrównoważyć starcie indywidualnego obywatela z państwem, w naszym kręgu cywilizacyjnym wprowadzono zasadę domniemania niewinności. Oznacza ona, że za niewinnego musimy uznawać każdego, kto nie został skazany prawomocnym wyrokiem. W świetle prawa osoba, której pomaga obrońca jest więc niewinna.
Odpowiedzi na ten argument zazwyczaj sprowadzają się do uznawania domniemania niewinności za pewną fikcję. „Prawo, prawem, a ja tam swoje wiem, a już na pewno obrońca wie”. Od zawsze fascynuje mnie logiczny paradoks tego sposobu myślenia. Z jednej strony zarzuca się obrońcy, że opowiada się przeciwko prawu, z drugiej dla poparcia tego oskarżenia ignoruje się podstawową zasadę prawa.
Osoby zarzucające adwokatom niemoralne działanie zapominają czym jest przestępstwo. Tymczasem, ujmując to najprościej, jest ono naruszeniem obowiązków, wynikających z przepisów prawa. W przykładach odnoszących się do najdrastyczniejszych zbrodni, będą to podstawowe zasady, jak poszanowanie życia, zdrowia czy wolności. Najczęściej można je wywieść nie tylko z prawa, ale i z innych systemów norm, takich jak religia czy zasady współżycia społecznego. Ich naruszenie jest jednak ścigane tylko dlatego, że zostały zapisane w prawie.
Adwokat lub radca prawny, który występuje w roli obrońcy ma obowiązek pomagać klientowi. Gdyby zamiast tego zaczął go osądzać i decydować czy zasługuje na rzetelną obronę, to sam łamałby prawo. Zakładając, że jego klient rzeczywistości jest sprawcą, obrońca nie byłby więc wiele lepszy od niego.
Jeśli potępiasz adwokata za skuteczne prowadzenie obrony, to wcale nie bronisz prawa, tylko żądasz jego łamania.
Odpowiedzią na powyższy argument bywa powołanie się na rzekomą różnicę między prawem. Duch prawa ma być niezgodny z jego literą, o czym ma nas informować sumienie. Problem z takim twierdzeniem polega na tym, że sumienie i sprawiedliwość to pojęcia abstrakcyjne, które każdy rozumie subiektywnie. Każdy z nas ma swoje sumienie i swoje poczucie sprawiedliwości. Tylko prawo mamy wspólne. Jest ono takie same dla wszystkich i wszyscy jesteśmy wobec niego równi. Nie ma więc innej realnej sprawiedliwości, niż ta proceduralna. Sprawiedliwością jest uczciwy proces, który nie ma założonego z góry wyniku. Nie ma uczciwego procesu bez prawa do obrony.
A gdybyś to był Ty?
Wyobraź sobie, że jesteś na imprezie. Bawisz się tak dobrze, że sytuacja wymyka Ci się spod kontroli. Przesadzasz z alkoholem lub używasz innych substancji psychoaktywnych. Na drugi dzień budzisz się z ogromnym bólem głowy i lukami w pamięci. Gdy wychodzisz z mieszkania, w którym odbywała się impreza, niektórzy z pozostałych uczestników spotkania nadal śpią.
Nie docierasz jednak do domu, bo tuż po wyjściu ze sklepu, do którego wszedłeś po wodę, zostajesz powalony na ziemię przez policjantów i zakuty z tyłu w kajdanki. Niewiele rozumiesz z tego całego krzyku. Dopiero po kilku godzinach od zatrzymania, podczas przesłuchania orientujesz się, że jeden z towarzyszy libacji już się nie obudzi, bo został zatłuczony tępym narzędziem. Świadkowie zeznali, że to Ty go pobiłeś.
Trafiasz do celi z ludźmi, których się boisz. Nie potrafisz się odnaleźć. Jesteś w panice, bo czujesz, że życia, które znałeś do tej pory dobiegło końca i możesz już nigdy nie wyjść na wolność.
Ktoś z twojej rodziny był na tyle przytomny, że zorganizował Ci obrońcę. W końcu spotykasz kogoś, z kim możesz normalnie porozmawiać. Chcesz żeby Ci pomógł najlepiej jak potrafi, czy żeby Cię osądził?
Ta historia nie jest całkiem wymyślona. Oparłem ją na aktach sprawy o zabójstwo, w której byłem obrońcą z urzędu. Nie miałem żadnych oporów moralnych przed wykonywaniem swoich obowiązków najlepiej jak potrafiłem.
Jeżeli trudno Ci się utożsamić z oskarżonym, to pomyśl, czy czasem w swojej pracy nie stajesz w równie podejrzanej moralnie roli, jak obrońca. Czy lekarz, który leczy przestępców może ich karać, nie stosując optymalnych metod terapii lub narażać ich na większy ból? Czy sprzedawca w kiosku, w którym dostępne są papierosy jest winien nowotworom, na które zapadnie część palaczy? Czy praca w sklepie z alkoholem przyczynia się do plagi wypadków, powodowanych przez pijanych kierowców? Czy rzetelny sędzia odpowiada za niesłuszne skazanie przez inny sąd? Czy pracownicy budżetówki odpowiadają moralnie za wszystkie działania państwa?
A przede wszystkim czy ktoś w ogóle zadaje sobie takie pytania w odniesieniu do innych zawodów niż adwokat?
Kim nie jest obrońca?
Założenie, że obrona klienta, którego działanie jest nieetyczne obciąża sumienie prawnika wydaje mi się niezwykle populistyczne. Nie można utożsamiać adwokata lub radcy prawnego z jego klientem.
Obrońca nie reprezentuje sobą czynu zarzucanego klientowi. Nie jest również przyjacielem klienta, jego rzecznikiem prasowym, pracownikiem, czy wreszcie spowiednikiem, który udziela mu rozgrzeszenia. Jest wynajętym fachowcem, który w granicach prawa zrobi wszystko, by pomóc mu osiągnąć najkorzystniejszy w danych warunkach wynik procesu.
I właśnie to zrobię dla Ciebie, jeśli kiedykolwiek uznasz, że potrzebujesz mojej pomocy.
Maciej Sawiński
adwokat