Zmiana większości rządzącej po 8 latach otwiera drogę do zmiany przepisów, które do tej pory wydawały się nie do ruszenia. Jedną z takich regulacji jest karalność obrazy uczuć religijnych.
Wolność słowa
Gwarantowana przez Konstytucję RP oraz Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności daje nam szerokie pole do wyrażania opinii, głoszenia poglądów, czy propagowania idei. Cenzura prewencyjna w demokratycznym państwie prawa jest nie do pomyślenia.
Wolność słowa nie oznacza jednak braku odpowiedzialności za słowo. W czasach, gdy technologia daje nam możliwość dotarcia z każdym przekazem do nieograniczonego kręgu adresatów, (nie) odpowiednie słowo może stać się prawdziwą bronią. Fałszywym oskarżeniem można nie tylko kogoś urazić, lecz wręcz zniszczyć danej osobie życie. Hejt skierowany przeciwko całym grupom zawodowym, społecznym, czy etnicznym może prowadzić do zagrożenia mienia, zdrowia i życia członków tych środowisk.
W prawie muszą więc istnieć środki zapobiegania takim zjawiskom. Podstawowym narzędziem ochrony jednostki jest oczywiście prawo cywilne, czasami jednak zagrożenie jest na tyle duże, że uzasadnione może być posłużenie się prawem karnym. Pisaliśmy już na blogu o odpowiedzialności za zniesławienie, a dziś naszym zajmiemy się karalnością obrazy uczuć religijnych.
Obraza uczuć religijnych
Dla każdego przyzwoitego człowieka jest jasne, że nikt nie powinien być dyskryminowany z uwagi na wyznawaną religię. Prawo powinno chronić zarówno prawo jednostki do swobodnego wyznawania swojej wiary, jak i spokój społeczny, zapobiegając konfliktom na tle religijnym. Z pozoru narzędziem do osiągnięcia tego celu może się wydawać art. 196 kodeksu karnego:
Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2
Uważam jednak, że ten przepis pełni zupełnie inną rolę, a wartości, o których piszę wyżej są wystarczająco chronione przez inne regulacje.
Uczucia
W żadnym innym przepisie kodeksu karnego, ani w żadnym ze znanych mi przepisów karnych innych ustaw, nie występuje pojęcie uczuć.
W art. 196 k.k. nie chodzi o znieważanie wyznawców określonej religii, bo oni są chronieni na podstawie art. 257 k.k:
Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Biorąc pod uwagę, utrwalone w orzecznictwie, bardzo szerokie pojęcie znieważenia (m. in. można znieważyć kogoś gestem), uważam, że uszkadzanie przedmiotów kultu przerywanie obrzędu itp. mieściłyby się w zakresie ochrony tego przepisu.
W literaturze prawa i bogatym orzecznictwie sądów mamy ugruntowane pojęcia naruszenia czci, godności osobistej, dobrego imienia i potrafimy odróżniać działania zakazane od dozwolonych. Co jednak ważniejsze, takie rozróżnienie jest czytelne nie tylko dla prawników, ale przede wszystkim dla przeciętnej osoby.
„Uczucia” są tymczasem zjawiskiem ściśle wewnętrznym, indywidualnym i nie zdefiniowanym przez prawo. Jeżeli mamy ponosić karę za naruszenie jakiegoś zakazu, to musimy sobie zdawać sprawę z jego obowiązywania. Problemem jest nieokreśloność przepisu, który wprowadza karalność obrazy uczuć religijnych. Mówiąc prosto – nie wiemy jaki zakaz jest w nim zawarty, a więc nie możemy działać tak, aby go nie naruszyć.
Lepiej się nie odzywać
Wszyscy wiemy (mniej więcej:) co oznacza zabójstwo, kradzież, czy oszustwo więc możemy dostosować się do normy. W przypadku uczuć religijnych tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi, więc albo nie z ostrożności nie będziemy robić nic, co może się choćby otrzeć o możliwość sprowokowania kogoś do oskarżenia nas o obrazę uczuć religijnych, albo będziemy ryzykować popełnienie przestępstwa.
Co więcej, nieokreślone są nie tylko „uczucia”, lecz również pojęcie „przedmiotu czci religijnej”. W nauce prawa trwają dyskusje, czy tym „przedmiotem” może być również sama postać bóstwa lub np. święta księga danej religii.
Orzecznictwo tymczasem przyjmuje, że omawiane przestępstwo można popełnić również z zamiarem ewentualnym, co oznacza, że do skazania nie potrzeba udowodnienia, że oskarżony chciał obrazić uczucia religijne innej osoby, lecz wystarczy wykazać, że się na to godził.
Przez brak wystarczającej określoności art. 196 k.k. staje się narzędziem cenzury. Pokazują to doskonale medialne sprawy dot. oskarżeń o obrazę uczuć religijnych, np. sprawa tęczowej aureoli, czy rzekomo nietrzeźwych autorów świętej księgi.
W pierwszej ze spraw, obraza uczuć religijnych miała polegać na przekształceniu znanego obrazu religijnego, poprzez zastosowanie tęczowej aureoli w miejsce złotej, a w drugiej chodziło o stwierdzenie popularnej piosenkarki, że bardziej przemawia do niej nauka, niż „coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”.
W sprawie aureoli zapadł wyrok uniewinniający, zaś piosenkarka została prawomocnie skazana. Na kanwie tej ostatniej sprawy zapadł również wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym uznano art., 196 k.k. za zgodny z Konstytucją RP oraz wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w którym uznano, że Polska naruszyła art. 10 EKPC, gwarantujący wolność wyznawania opinii.
W żadnej z tych spraw nie dało się racjonalnie przewidzieć wyroku. Postępowanie dowodowe jest w takich sprawach właściwie pozorne, bo spór nie dotyczy tego, co się stało, tylko tego, co jest zakazane. Jestem przekonany, że w każdej z tych spraw wyrok mógłby być inny, gdyby orzekał inny skład sędziowski, a może nawet, gdyby sądy orzekały w innym czasie.
Wyroki nie przynoszą też żadnych istotnych wskazówek dla adresatów prawa. Jestem przekonany, że więcej osoby da sobie spokój z posługiwaniem się tęczową aureolą z obawy o proces, niż posłuży się nią, z uwagi na to, że zapadł wyrok uniewinniający.
Sprawa pokazuje przede wszystkim to, że można być ściganym za każdy działanie odnoszące się do symboliki religijnej, które jest nie po myśli opcji politycznej, kontrolującej w danym czasie prokuraturę. Możemy oczywiście trafić na Sąd, który nas uniewinni, ale nie ma żadnej gwarancji. Sama konieczność udziału w procesie jest już pewnego ze stresem oraz zaangażowaniem czasu i pieniędzy w obronę.
Zwracam też uwagę, że w sprawach dot. obrazy uczuć religijnych, które przebijają się w mediach oraz w publikowanym orzecznictwie chodzi najczęściej o wypowiedzi, które padają w ramach debaty publicznej lub działalności społecznej czy artystycznej, a nie o przypadki ewidentnego ataku na uczucia indywidualnych osób. Pokrzywdzeni tymi czynami często udają się w miejsca, gdzie mogą spotkać się z obrazą ich uczuć. Tak używany przepis zatraca funkcję ochronną i przestaje być tarczą, a staje się mieczem.
Prawo karne tylko w ostateczności
Zasadą systemu prawnego jest to, że prawo karne ma być środkiem ostatecznym. Ustawodawca może go użyć tylko tam, gdzie inne środki nie dają nadziei na skuteczną ochronę dobra prawnego.
Tymczasem gdybyśmy spojrzeli na ochronę uczuć religijnych przez pryzmat orzeczeń sądów cywilnych dot. ochrony dóbr osobistych, to okazałoby się, że zachowania, które są uznawane za przestępstwo często nie rokowałyby nawet szans na zasądzenie zadośćuczynienia w sprawie cywilnej.
Nawet w przypadku ewidentnie znieważających wypowiedzi sądy cywilne twierdzą, że należy wykazać, że sprawca dążył do naruszenia dóbr konkretnej osoby. Sam fakt przynależności do znieważonej grupy nie uprawnia jej poszczególnych członków do dochodzenia roszczeń z tytułu naruszenia dóbr osobistych. Sądy przyjmowały, że powód nie udowodnił, że jego dobra zostały naruszone m. in. w takich sprawach:
- ciemnoskóra osoba poczuła się urażona rasistowska broszurą pt. „Dowcipy o Murzynach”;
- członek partii politycznej poczuł się urażony nazwaniem jej grupą przestępczą;
- feministka poczuła się urażana seksistowską reklamą;
- zwolenniczka opozycji poczuła się urażona zaliczeniem przeciwników partii rządzącej do „gorszego sortu”;
- osoby LGBT poczuły się urażone określeniem wszystkich osób homoseksualnych mianem „zboczonych”.
Tymczasem politycy Suwerennej Polski, w reakcji na orzeczenie sądów, uznali, że religia jest jeszcze zbyt słabo chroniona przez prawo karne i postulowali zmianę przepisu, tak aby nie było nawet konieczne wskazanie konkretnego pokrzywdzonego, którego uczucia zostały urażone. Tej zmianie miało jednocześnie towarzyszyć wprowadzenie braku odpowiedzialności za głoszenie poglądów, zgodnych z doktryną danego wyznania, przy czym pomysłodawcy nie kryli, że chodziło o legalizację obrażania osób LGBT.
Podsumowując, uważam więc, że art. 196 k.k. nie ma realnego celu ochronnego, jak inne przepisy kodeksu karnego, lecz jest tak naprawdę narzędziem cenzury. Służy ograniczaniu debaty publicznej przez stworzenie zagrożenia dla wszystkich, którzy chcieliby formułować wypowiedzi odmienne od linii reprezentowanej przez osoby, kontrolujące aktualnie prokuraturę.
Maciej Sawiński
adwokat